2013-10-13

Coż to był za dzień, czyli ślubne wspominki:)

Jestem. Jestem młodą mężatką :) Nie było mnie, ale doskonale wiecie, że moją głowę i czas zaprzątały przygotowania do najważniejszego dnia naszego życia :)


Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo intensywne, ze względu na to, że pracuję jak pracuję - czyli od poniedziałku do piątku nie ma mnie  w domu po 11 godzin dziennie, niewiele czasu zostawało mi na planowanie/ załatwianie/ szykowanie. Suknie się szyły, musiałam jeździć na przymiarki. Jedna (kupiona przeze mnie) gotowa była bardzo szybko. Druga (wygrana :)) dopiero na kilka dni przed ślubem - przez co nie obyło się bez łez i strachu. Do szkoły tańca chodziliśmy na 21, żebym mogła choć chwilę odsapnąć po pracy. A w weekendy szukałam inspiracji na stoły, na winietki, na podziękowania. Niestety należę do tego gatunku, że JA MUSZĘ SAMA. Zaproszenia sama, stoły sama, dekoracje sama, winietki sama, podziękowania dla gości sama... Jednak trochę zmądrzałam i część z tego postanowiłam dać komuś innemu do zrobienia :) Co nie oznacza, że nie poprawiałam PO SWOJEMU :) Musiałam zmierzyć się z dylematem, którą suknię założyć na ślub -  kupioną, czy wygraną :) Czas leciał szybko i nagle był 3 sierpnia :)


03.08.2013.

Ciepłe promienie słońca obudziły mnie jeszcze przed budzikiem, wiedziałam, że nie zaśpię i że to nie budzik będzie musiał mnie obudzić. Była 6 rano. Czułam się wyspana, bo noc minęła mi spokojnie Poprzedniego dnia naszykowałam wszystko, miałam spakowaną walizkę z rzeczami, które trzeba zabrać do hotelu, gdzie miałam przygotowania :)
Poprzytulałam się do narzeczonego, do psinek i się zbieraliśmy. O 7 rano byłyśmy już w hotelu, potem zjechały się fryzjerki i makijażystka. I machina ruszyła :)))


Tak, jak pisałam na blogu zdecydowałam się na koczka - byłam bardzo z niego zadowolona, wyglądał cudnie - zresztą zobaczcie same:)


Potem przyszedł czas na makijaż :) Moja makijażystka była perfekcyjnie przygotowana - miała nawet ściągę jak mnie pomalować :)



W czasie kiedy byłam malowana, przyjechała kwiaciarka ozdobić stoły – byłam ciekawa jak to wszystko wygląda, więc wysłałam siostrę z aparatem, żeby zrobiła mi zdjęcia:) jak wróciła to wymyśliłam jeszcze, żeby rozsypała płatki róż (które miałam w torbie :) ) na stołach. Jak malowanie się skończyło, poleciałam na dół wprowadzić oczywiście swoje poprawki.






A później… NUDZIŁAM SIĘ Zawsze sobie wyobrażałam, że w dniu ślubu to jest nerwówka. Biega się, denerwuje. A u nas? Nic!

Dlatego poszłam z przyjaciółką zażyć słońca W ten dzień było 30-kilka stopni w cieniu! Wyszłyśmy przed hotel, gdzie stały ustawione stoliki i krzesła i sobie gadałyśmy. Później wróciłam do apartamentu, gdzie moja niezawodna siostra mi raportowała, że przyjechał tort, że przyjechały nasze ciasta i standy pod nie już stoją. 

Zadzwoniłam do narzeczonego, zapytać jak się miewa, pogadaliśmy chwilę i znowu się nudziłam :) Łaziłam po hotelu, po pokoju… W końcu przyszedł czas, żeby się ubrać! Jak ja się cieszyłam, że w końcu mogę założyć moją suknię! Najgorsze było to, że w pokoju nie miałam dużego lustra, więc właściwie póki nie wychodziłam z hotelu i nie przejrzałam się w szybie!!!! to nie wiedziałam jak całościowo wyglądam ale od samego początku jak założyłam suknię czułam się piękna i wiedziałam, że dobrze wybrałam z tych dwóch sukni:)







I w końcu usłyszałam pukanie do drzwi! Nie pamiętam nawet kto je otworzył. Zobaczyłam jego :)
mojego narzeczonego takiego pięknego w tym smokingu, który mu wybrałam, w czerwonej muszce i z moim bukietem w ręce… Była to jedyna chwila, kiedy do oczu napłynęły mi łzy. Bo tak się wzruszyłam jego widokiem
:)  tak mi się zaczęły trząść z przejęcia ręce, że nie mogłam mu wpiąć kwiatka do butonierki :D

Potem tradycyjne błogosławieństwo (odpuszczę Wam tą część relacji:) ) i w drogę do Kościoła! – w końcu mogłam się przejrzeć w szybie! :D Pojechaliśmy do Kościoła, oczywiście byliśmy sporo przed czasem – a cały czas mi się wydawało, że w ten dzień wszystko będzie w biegu, bo przecież ślub mieliśmy wcześnie – bo o 14!



No i zaczęło się. To na co czekałam latami, ten dzień, o którym tak bardzo marzy się i śni :)
Ojciec Marek wygłosił piękne kazanie o miłości, był wzruszony, co zauważyli też goście – nawiązała się między nami pewna nić sympatii i to pewnie dlatego :) wszystko mijało tak szybko. Organistka pięknie śpiewała, ksiądz puszczał mi oczka co chwilę przez co chciało mi się śmiać :D i pokazywał nam kiedy mamy siadać, a kiedy wstawać :D Byłam przekonana, że w czasie przysięgi, patrząc w oczy mojemu ukochanemu nie wytrzymam i się rozpłaczę, ale tak nie było. Patrzyłam na niego mówiłam słowa przysięgi z wielkim uśmiechem na ustach :)




No i nadszedł koniec. Marsz Mendelsona niósł się po Kościele a my uśmiechnięci od ucha do ucha szliśmy pod rękę w naszą nową drogę życia :D zostaliśmy obsypani płatkami róż – tak jak zaplanowałam:) i ryżem z drobniakami – czego akurat ja nie planowałam :D 




Zaczęły się życzenia, schowaliśmy się w cieniu, bo w słońcu nie dałoby się stać. Życzeń nie pamiętam  :D

W hotelu tradycyjne powitanie chlebem i solą, potem mąż wziął mnie na ręce i wniósł do restauracji:) Oczywiście było pierwsze Sto Lat i toast z szampanem :) Nie zabrakło też Gorzko gorzko :D Podali nam obiad, z którego zjadłam trochę rosołu. Jedzenie było smaczne i pięknie pachniało:slina: potem jeszcze deserek, ze względu na pogodę zdecydowaliśmy się na lody – i to był strzał w 10!


Nasz pierwszy taniec, który był tańcem z niespodzianką wywołał śmiech, oklaski i mnóstwo okrzyków, więc osiągnęliśmy dokładnie to, co chcieliśmy :D a hitem okazały się Kaczuszki, Macarena i Wyginam śmiało ciało :D Jesteśmy na co dzień ludźmi radosnymi i taki miał być nasz taniec :) Po naszym tańcu zabawa rozkręciła się na dobre!  


Potem już tylko była fantastyczna zabawa do białego rana :) 



Byłam zmęczona i głodna wracając do apartamentu hotelowego po 4 rano :) Tyle czasu spędziłam na parkiecie, że nie miałam czasu nic jeść :)

Dzięki naszym przyjaciołom i rodzinom będziemy ten dzień wspominać ciepło i z radością :) 

 Był to najważniejszy i najpiękniejszy dzień naszego życia:) Był taki, jakim go sobie wymarzyliśmy :) Ten wyjątkowy dzień minął nam bardzo szybko i chcielibyśmy go powtórzyć :)

Teraz czeka na nas kolejny duży krok - przeprowadzka :)